Niespodziewany gość

Zgodnie z wigilijną tradycją zostawia się jedno wolne nakrycie dla zbłąkanego wędrowca lub niespodziewanego gościa. Postąpiliśmy więc zgodnie ze starym zwyczajem i kiedy już mieliśmy siadać do stołu (po pierwszej gwiazdce) usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy po sobie, szybko przeliczyliśmy, nikogo nie brakowało. Pewnie telegram z życzeniami – powiedział teść. Ale od kogo, skoro byliśmy w komplecie? Znajomi nie znają jeszcze naszego adresu, dopiero co się przeprowadziliśmy. Może to Mikołaj – nieśmiało zapytało któreś z dzieci? Pukanie powtórzyło się. Trudno, trzeba otworzyć. Ten przywilej przysługiwał mi, jako gospodarzowi. Przede mną stał mężczyzna w średnim wieku, w garniturze z małą walizeczką w ręku. Pozwoli pan, że się przedstawię – jestem Niespodziewanym Gościem. Od kilku lat robię badania i sprawdzam kultywowanie tradycji w naszym kraju. Czy macie państwo dla mnie osobne nakrycie?
Oczywiście! Serdecznie zapraszamy! – bąknąłem lekko zmieszany. Przepraszam, czy mógłbym najpierw się wykąpać? – z podróży jestem, powiedział Niespodziewany Gość. Proszę bardzo – żona wręczyła mu ręcznik i zaprowadziła do łazienki. Po kilkunastu minutach pojawił się ogolony, pachnący (po zapachu poznałem, że używał mojej wody toaletowej) i w kapciach najstarszego syna. No to co – rzucił krótko – po opłateczku, życzenia i do stołu. Nie podobało mi się, że przejął inicjatywę, ale w końcu to gość, więc nie chciałem mu robić w takim dniu przykrości. A jakiś prezencik, chyba też dostanę? – nerwowo zaczął przyglądać się paczuszkom pod choinką. Taki wstyd! Nikt o tym nie pomyślał! Dodatkowe nakrycie owszem, ale o gwiazdkowym upominku nikt nigdy nie pamiętał. Szybko włożyłem 200 zł do koperty i dyskretnie położyłem obok innych prezentów. A niech tam! Powoli przyzwyczajaliśmy się do wizyty Niespodziewanego i atmosfera stawała się bardziej rodzinna. Po wigilii, rozdaniu prezentów i wspólnym śpiewaniu kolęd, dalsza rodzina zaczęła szykować się do wyjścia. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy Niezapowiedziany, zaczął ich żegnać w naszym imieniu i zapraszać do kolejnych odwiedzin.

Na moje stanowcze pytanie, o co w tym wszystkim chodzi, otrzymałem odpowiedź, że badania, które prowadzi, trwają cały rok. Jest więc rzeczą oczywistą, że spotkamy się w takim gronie jeszcze nie jeden raz, ponieważ rozstaniemy się dopiero przed przyszłoroczna wigilią. Tradycja – powiedział – nie określa jak długo ma przebywać niespodziewany gość i tego między innymi dotyczą jego badania. Trudno nam było dyskutować z takimi argumentami. Z biegiem dni, tygodni i miesięcy, traktowaliśmy Go jak członka rodziny. Chodził z nami na zakupy, do znajomych, pojechał na wakacje nad morze, był żywiony i ubierany. Do Jego pokoju (starszy syn przeniósł się do młodszego) wstawiliśmy telewizor i radio. Aby zapewnić mu komfort pracy naukowej czasami otrzymywał od nas kieszonkowe, na które składała się cała rodzina. Kiedy poprosił nas abyśmy podali mu jakiś adres, gdzie mógłby od kolejnej wigilii zacząć kontynuację swoich badań, zaczęliśmy się zastanawiać, komu zawdzięczamy jego niespodziewaną wizytę. Nie mógł nam tego wyjawić ze względu na ochronę danych osobowych. Przekazaliśmy mu swoją listę przyjaciół o których wiemy, że tradycja świąteczna w ich domach jest zawsze przestrzegana. Kto wie może kiedyś zapuka i do waszych drzwi?

Wesołych Świąt!

…………………………………………………

Andrzej Zb. Brzozowski

…………………………………………………

Zapraszamy również do naszej świątecznej galerii

 

To też Ci się powinno spodobać...