Nie słabną echa wypowiedzi pani minister (ministry) Joanny Muchy dotyczącej nazewnictwa jej funkcji w rządzie Donalda Tuska. W tej sprawie wypowiadali się i wypowiadają w dalszym ciągu językoznawcy, a nawet sam premier. Niestety w większości są to mężczyźni, więc są podejrzenia o typowy męski szowinizm.
Kobiety feministki są za tym, aby żeńskie zawody miały swoje odrębne nazwy tzn. żeńskie końcówki. Nie przeraża je nawet to, że w niektórych przypadkach, takie twory językowe mogą być nie tylko śmieszne, ale wręcz idiotyczne. Popuśćmy więc wodze fantazji:
Adwokat – adwokatka, bosman – bosmanka, betoniarz – betoniarka, blacharz – blacharka, cukiernik – cukierniczka, drukarz – drukarka, fajkarz – fajkarka, formierz – formierka, garbarz – garbarka, latarnik – latarka, marynarz – marynarka, mechanik – mechaniczka, nurek – nurkinia, nastawniczy – nastawka, pilot – pilotka, parasolnik – parasolniczka, rymarz – rymarzka, studniarz – studniarka, szlifierz – szlifierka, stolarz – stolarka, szofer – szoferka, tokarz – tokarka, tapicer – tapicerka, wiertacz – wiertarka, wytapiacz – wytapiarka, zdun – zdunka, zbrojarz – zbrojarka, zegarmistrz – zegarmistra…itp. bzdury.
Jeśli ona ministra, to jej ojciec lub mąż to chyba Much. Przykro mi panie premierze, lecz Aquilla nec capitem muscas. Co w języku prawdziwych polskich patriotów znaczy. Orzeł nie zajmuje się łapaniem much.