Leszek Miller został oskarżony o to, że będąc premierem wiedział i akceptował obecność amerykańskich, tajnych więzień na terenie Polski. Nowy – stary przywódca SLD twierdzi że „nie”. Nie ważne, czy chodzi o wiedzę o więzieniach, o ich rzeczywistą obecność, o zgodę na ich lokację, czy o coś innego. Upoważniony został do mówienia „nie”, jak sam przyznał, poprzez natowską klauzulę Cosmic Top Secret, która ma tak kuriozalną nazwę, że wrogowie paktu pewnie nie dają wiary w jej istnienie.
Niedługo Miller stanąć ma przed srogim obliczem prokuratorem, który ma tą przewagę, że jego emerytura będzie przewyższać przyszłą emeryturę byłego szefa rządu pięciokrotnie, ale to sprawa na inny tekst.
Według prawników, z którymi rozmawiała Wtyczka, Millerowi nic nie grozi. Łatwo bowiem podważyć zarzut ulokowania tajnych więzień na terenie Polski – tajne więzienia z definicji są bowiem tajne, czyli niejawne. Co to zaś za tajne więzienia, o których każdy wie, o których dyskutuje się w radio, w telewizji, o których powstają kawały i które nie schodzą z łam codziennych gazet? Czy w takim razie Miller może spać spokojnie? Prokuratura ponoć ma powołać jednego ze znanych językoznawców, który stwierdzi, że postępująca coraz szybciej semantyczna płynność może działać na niekorzyść szefa SLD. Prokurator ponoć dowieść chce, że słowo „tajny” nie jest już synonimem słowa sekretny, czy poufny, tylko jest nic nieznaczącym prefiksem w rodzaju „mocium panie”. Konfrontacja zapowiada się więc ciekawie. Niestety z uwagi na dobro śledztwa rozprawa będzie tajna.