Na rynku ofert pracy pojawiła się dobrze płatna posada selekcjonera kadry narodowej w piłce nożnej. Wysokość płacy jest do negocjacji, a w grę wchodzą naprawdę duże pieniądze, rzędu co najmniej kilkuset tysięcy złotych miesięcznie. Do zrobienia jest tylko jedna, banalnie prosta rzecz. Awans do turnieju Euro 2016. Jak się nie uda, trener leci ze stołka. Ma to jak w banku. Przykładem tego, że prezes PZPN nie rzuca słów na wiatr jest Waldemar Fornalik.
Pomimo tak postawionej sprawy, chętnych podobno nie brakuje. Nie tylko z Polski, ale i z zagranicy. Nie ma się czemu dziwić. Awansuje, czy nie awansuje, po ponad dwóch latach działalności zostanie mu na koncie, na otarcie łez, parę milionów.
Niestety nie każdy może ubiegać się o tę intratną posadę. Według prezesa Zbigniewa Bońka, przyszły kandydat (a prezes już wie, kto nim będzie) musi mieć określone cechy – „wiedzieć, jak jego zespół ma grać w piłkę, jakich do tego dobrać piłkarzy, jakim mają grać oni systemem i jakie założenia taktyczne wykonywać. Musi to być człowiek z charyzmą, który umie zarządzać szatnią i potrafi współpracować z dziennikarzami.”
Dziennikarze i kibice prześcigają się w domysłach, kto będzie nowym selekcjonerem. Wielu uważa, że żaden polski trener nie spełnia takich wymogów. Prezes Boniek jest bardzo tajemniczy. Czy koniecznie musi to być ktoś związany z piłką nożną? Są przecież w naszym kraju ludzie, którzy nadają się na każde stanowisko.
Redakcja Wtyczki przeprowadziła swoje, prywatne śledztwo i po podstawieniu tych wszystkich danych wychodzi nam tylko jeden kandydat. Profesor Piotr Gliński – najlepszy kandydat na technicznego trenera kadry narodowej.