Jak donosi Dziennik.pl, posłowie PiS powołali do życia kolejny zespół parlamentarny. Tym razem do spraw narodowego programu zdrowego żywienia. Kto jak kto, ale posłowie na zdrowym żywieniu znają się przecież najlepiej, co zresztą po nich widać. Tryskają zdrowiem i energią aż wióry lecą.
Szczególną uwagę parlamentarzyści chcą zwrócić na żywienie dzieci w szkołach. Interesuje ich zwłaszcza asortyment szkolnych sklepików. Koniec ze słodkimi gazowanymi napojami, chipsami i przepysznymi batonikami. W to miejsce pojawi się woda mineralna, marchewka, kalarepka i owoce. Na pewno są zdrowsze i nie ma o czym dyskutować.
Zastanawia jednak egzekwowanie tych zmian. A jak przykładowy Jasio, przyniesie takie zakazane produkty z domu? A jak w szkolnych sklepikach i na przerwach pojawi się czarny rynek? A jak na przerwie dzieci pobiegną do pobliskiego spożywczaka?
Jedynym sprawdzonym rozwiązaniem jest umiejscowienie w każdej klasie zaufanego ucznia, który będzie o wszystkich takich przypadkach informował władze szkoły, a może nawet i kogoś wyżej. Mógłby nawet prowokować pewne zdarzenia i namawiać koleżanki oraz kolegów do handlu takimi specjałami. Wtedy efekty jego pracy byłyby bardziej widoczne i uzasadniałyby potrzebę takiego stanowiska.
Można też od czasu do czasu, na podstawie informacji zebranych od takich młodych aktywistów, przeprowadzać różnego rodzaju kontrole i rewizje, w celu wyłapania uczniów łamiących przepisy narodowego programu zdrowego żywienia.
Po ukończeniu szkoły, z taką praktyką, tacy uczniowie mogliby zasilić szeregi służb specjalnych, albo swojej ulubionej partii.