W pewnym mieście średniej wielkości pewien mężczyzna w średnim wieku został zabrany do szpitala przez pogotowie wprost z przystanku autobusowego, na którym zemdlał. Zemdlał, ale jego stan został zdiagnozowany – „nie żyje”.
Dyspozytor karetek szpitalnych zanotował: „ denat bezimienny po przywiezieniu na Izbę Przyjęć i po wyciągnięciu z czarnego worka – ożył. Po udzieleniu pomocy wypisany do domu”. „Denat bezimienny”, który oczywiście posiadał przy sobie dokumenty, dopiero w domu zapoznał się z wypisem i o mało nie dostał zawału. Dziennikarzom Wtyczki przyznał, że wprawdzie poprzedniego dnia przesadził z alkoholem, ale nie zaliczył „zgonu” tylko pił tak średnio – „normalnie, na smak, żeby z gęby jechało”. Incydent z workiem na zwłoki przestraszył go i zmusił do obiecania, że teraz będzie pił mniej, a może wcale. A w widocznym miejscu wytatuuje sobie nazwisko i nr tel, żeby już nigdy nie stać się bezimiennym denatem.
Załoga karetki na swoje usprawiedliwienie podała, że w załodze nie było lekarza tylko ratownicy, no i statystycznie uratowali człowieka czyli „średnia” jest OK!