Doszło podobno do zapowiadanego od kilku dni spotkania Prezesa Kaczyńskiego z prezesem Ziobro. Jak widać chociażby z pisowni, Prezes prezesowi nie równy. I nie ma się czemu dziwić, bo jeden jest ponad 30% (czyli mocny) a drugi ma zaledwie 4% (jak średnie piwko).
Jak spekulują media, do porozumienia nie doszło, bo inaczej już brzmiałyby donośnie fanfary.
Nikt poza ścisłym kierownictwem oby partii nie wie, w jakim miejscu odbyły się te spektakularne, choć bezowocne rozmowy. Jedno jest pewne, że na pewno nie w popularnej wśród polityków i biznesmenów restauracji „Sowa&Przyajciele”. A szkoda, bo już być może byśmy wiedzieli o czym gadali i czy nie przebierali w słowach. Bo przecież gdzie jak gdzie, ale właśnie tam, nikt już nie spodziewa się podsłuchów. Wydawać by się mogło, że jest to najbezpieczniejszy lokal w Polsce. I właśnie z tego powodu jest to w dalszym ciągu najlepsze miejsce na „studio nagrań”.
Prezes Jarosław jest w zdecydowanie lepszej sytuacji niż prezes Zbigniew, bo to on tak naprawdę robi łaskę swojemu byłemu zastępcy (przez „Ł”, gdyby się raptem okazało, że wkradł się chochlik drukarski, jak zdaniem Michała Kamińskiego, w wypowiedzi ministra Sikorskiego o stosunku Polski do Ameryki).
Gdy do porozumienia nie dojdzie, może się okazać w niedalekiej przyszłości, że jedyny mandat na który może liczyć prezes Zbigniew Ziobro, to…za złe parkowanie.