Po 4 rundach (i 30 latach) pożegnaliśmy w Częstochowie„nadzieję białych” Andrzeja Gołotę. Wkrótce chyba pożegnamy „nadzieję Pisu” Adamka. Wprawdzie pielgrzymuje na kolanach na Jasną Górę w intencji zwycięstwa w pojedynku na pięści ze Szpilką, ale kolana rzadko decydują w ringu. Co dalej z naszym boksem? Oby tylko nie powstała luka pokoleniowa w sportach indywidualnych. Po Małyszu dorobiliśmy się Stocha, po Fibaku Radwańskiej (bo nie Janowicza). Co parę lat mamy mistrza w lekkoatletyce. A kto po Kubicy w Formule? Może Frog – pirat drogowy. Przypominamy ku chwale i pamięci Andrzeja kącik poezji poświęcony pięściarzowi 20 lat temu.
(Bonus: Oto fragment komentarza czeskiej TV po walce A.Gołoty z M.Tysonem: „Golota rekl, że po tezkych zasazich zacal videt dvakrat, a nevedel, ktereho Tysona ma udeżit”)
Gdy nuda nas poczęła żreć
I przeszła też ochota,
To w telewizji zjawił się – Gołota, Gołota.
Już dość poniżeń, ciosów dość!
Niech skończy się sromota!
Niech wszystkim w kość da jeden gość! Gołota, Gołota.
I każdy Polak dumę czuł,
Nie martwił się, nie miotał,
Bo za nas w świecie toczył bój – Gołota, Gołota.
Już biały człowiek prężył pierś,
Gdy murzyn padał w błoto,
Bo oko w oko zmierzył się – z Gołotą, z Gołotą.
A gdy nasz idol walczył faul
Nikt źle nie mówił o tem.
Kochamy wszak styl walki „na Gołotę”, Gołotę, Gołotę.
A potem bęc, i znowu trach!
Przyparła go bestia do płota…
Bohater padł! A na nas padł strach! Ucieka Gołota?
Kompleksy nasze leczyć miał,
Lecz tylko je pogłębił:
„Bo satysfakcję miałem mieć ja
– Gołota miał mieć… po gębie!”