Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła wreszcie wyniki wyborów samorządowych do sejmików wojewódzkich. Zgodnie z wieloletnią tradycją po raz kolejny wybory wygrały trzy partie. PiS – bo ma największy wskaźnik procentowy, PO – bo ma najwięcej mandatów, PSL – bo nikt nie liczył na taki wynik. Jak na razie jedynym przegranym jest SLD, ale pewnie niedługo sztabowcy tej partii znajdą w tym jakieś pozytywne strony.
Wiele głosów było nieważnych i tu zaczynają się interpretacje. Okazuje się, że nie wszyscy Polacy kumają w równym stopniu. Zgodnie z sugestią niektórych polityków, wyborcy w kilku województwach nie czaili bazy (jak mówi młodzież) i wypełniali karty wyborcze nie tak jak trzeba, lub nie tak jak powinni. Chcieli głosować na kandydatów jednej partii, a zagłosowali na wszystkie. Taki dowód sympatii, aby nikt nie czuł się pokrzywdzony. Mało tego, ankieterom od prognozowania wyników tego nie powiedzieli. Zagłosowali na kandydatów z każdej partii, a powiedzieli, że na jednego. W końcu przez te kilkanaście sekund można zapomnieć, co się zrobiło. Dlatego taka rozbieżność między prognozą a wynikami. Okazuje się, że to jednak prognozy są ważne, a nie to, jak kto głosował.
Dlatego, aby uniknąć takich problemów w przyszłości (a wyborów ci u nas dostatek) należy opracować nową, prognozową ordynację wyborczą. Na wybranej, ale reprezentatywnej grupie losowej np. ta sama liczba kobiet i mężczyzn, robotników, rolników i inteligentów, blondynek (blondynów), brunetek (brunetów), grubych i chudych, wysokich i niskich, mądrych i idiotów (na podstawie IQ) itd., przeprowadza się ankietę i takich wyników nikt rozsądny nie powinien podważyć. Jeżeli ta metoda się sprawdzi, zaoszczędzi nie tylko sporo kasy, ale będzie można ją zastosować także do prognozowania pogody, która też nie zawsze się sprawdza.