Podczas oficjalnej wizyty w Japonii, prezydent Bronisław Komorowski nadał nieoficjalnie szefowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gen. Stanisławowi Koziejowi tytuł „szoguna”.
To pierwsza taka nominacja w dziejach polskiej armii. Być może zaowocuje to jakąś większą wojskową współpracą i w przyszłości obok oddziałów komandosów pojawią się w polskim wojsku formacje samurajów.
Posiadacz tytułu „szoguna”, nadawanego przez cesarza Japonii, był formalnym wojskowym władcą tego kraju. Generał Koziej jest szefem BBN a nie zwierzchnikiem polskich sił zbrojnych, a w żyłach prezydenta Komorowskiego raczej nie ma domieszki cesarskiej krwi.
Być może w żyłach polskiej delegacji przez jakiś czas płynęła w mniejszym lub większym procencie japońska sake, stąd te skojarzenia.
Najlepiej wszystko obrócić w żart i nie wysuwać z całego wydarzenia daleko idących wniosków, ponieważ ten historyczny tytuł japońskiego wodza jest wielce zobowiązujący. Zgodnie z japońską tradycją w przypadku jakiejkolwiek niesubordynacji lub narażenia na szwank imienia zwierzchnika, japoński wojownik był zobowiązany do popełnienia seppuku.