Chcąc zapewnić regularne wypłaty w ramach programu „500 +” rząd szuka oszczędności gdzie tylko może. Do akcji włączył się także prezydent Andrzej Duda, podpisując rządowy pomysł (ustawę) na połączenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości.
Dwie funkcje, ale jeden człowiek, czyli jedna pensja.
Pomysł genialny w swojej prostocie, bo wiadomo przecież ile szmalu taki minister kasuje, a do tego dochodzi jeszcze samochód służbowy z kierowcą i (chyba?) ochrona BOR-u, służbowa komórka, służbowy lokal (czyli miejsce pracy) i cała masa innych rzeczy, o których większość z nas nie ma absolutnie żadnego pojęcia, chociaż za to wszystko płaci.
Oszczędności byłyby na pewno większe, gdyby wszystkie ministerialne teczki skupić w ręku (rękach) jednego człowieka. Człowieka, który podejmowałby kluczowe decyzje w każdej sprawie. Krótko mówiąc decydował o wszystkim, co się w kraju dzieje. Można by było wtedy zlikwidować wszystkie ministerstwa, bo ich decyzyjność w jakiejkolwiek sprawie byłaby fikcją i niepotrzebnym budżetowym wydatkiem.
Takie dywagacje należy jednak włożyć między bajki. Po pierwsze, skąd bowiem wziąć takiego, uzdolnionego wszechstronnie człowieka (politycznego geniusza), a właściwie męża stanu? Po drugie jak to zrobić, aby wszyscy członkowie rządu byli mu absolutnie posłuszni, nawet w takiej sprawie i zgodzili się na takie oszczędnościowe rozwiązanie?