Ponad 30 lat temu gen. Jaruzelski odkrył, że „bolesne podziały są w Polsce. Przebiegają przez miasta, zakłady pracy, a nawet podzielone są rodziny…”. U progu XXI wieku „komuna” zaczęła pękać definitywnie, „postkomunę” zdefiniowano, jako ustrój w którym przez 6 dni jest post a siódmego komunia. Ludzie próbowali się jednoczyć chociaż w niedzielę. Przez parę lat szansą pojednania dla narodu był „PO-PiS” – rządy zjednoczonej prawicy (w kilku odcieniach). Niestety osobiste ambicje, małostkowe urazy i kompleksy zrujnowały ten projekt. Przed 6 laty katastrofa smoleńska ostatecznie i definitywnie podzieliła Polaków.
Dziś bolesne podziały przebiegają nie tylko przez jedna rodzinę, ale nawet, a nawet głównie – przez rodzeństwo. Akcja brata Kurskiego rodzi kontrakcję brata Kurskiego. To już nie jest „Łuk Kurski”. To Front. Zwłaszcza, że jeden brat „modli się za drugiego”. Nie wiadomo czy bracia Glińscy modlą się wspólnie, czy we wzajemnej intencji, ale określenie ministra przez reżysera: „brat idiota” jest na pewno grzechem i nie tylko modlitwy, ale i spowiedzi wymaga. Jeszcze gorzej jest z siostrą posłanki profesor Krystyny Pawłowicz. Nie dość, że młodsza, to jeszcze nieuznawana przez starszą siostrę. Być może jakaś tajemnica rodzinna rzutuje na temperament agresywnej posłanki. Jedna kocha „prezesa”, a druga KOD?
Pora by dziennikarze śledczy zajęli się wyjaśnieniem „bolesnych rodzinnych podziałów”. Dla polityki historycznej ma to kluczowe znaczenie. Niejeden duet rozpadł się z hukiem. Czy motywem zawsze jest: „na dwoje gorzej się dzieli, niż na jednego”? Przez pamięć i szacunek nie wspomnimy o potrzebie ujawnienia treści rozmowy telefonicznej z 10 kwietnia „pamiętnego roku” pomiędzy bliźniakami. Podobno z rodzeństwem najlepiej wychodzi się na zdjęciu.
Mimo „polityki prorodzinnej” i wyższości demograficznej rodzin wielodzietnych redakcja „Wtyczki” zdecydowanie promuje własny wzór rodziny: JEDYNAK (lub jedynaczka). Jedynak nie musi rozlewać na dwóch. W ogóle nie musi nic z nikim dzielić. Przy okazji z zazdrością odnotowujemy rekord świata niejakiego Krzysztofa S. Znaleziony w rowie, uratowany w szpitalu z zawartością 15,2 promila alkoholu we krwi. Na bank – jedynak.