Przepraszamy; przepraszamy członków rządu, kancelarii prezydenta, prezesów spółek Skarbu Państwa, posłów, ministrów, dyrektorów, profesorów , i wszelkiego rodzaju autorytety… itp… za krytykę, wyśmiewanie, szydzenie, kpienie, ironię, sarkazm, parodię, złośliwe kuplety, a nawet publiczną obstrukcję. Przyznajemy, że nieuprawnione wrzucanie wszystkich członków „establishmentu” do jednego worka godnego wyłącznie krytyki może wywołać wrażenie nagonki, szczucia a nawet warcholstwa. Może u krytykowanych wywołać poczucie poniżania a nawet uwłaczania godności osobistej, czy wręcz obrażania uczuć i wartości, które dla członków „establishmentu” są ważne, nierzadko święte.
Pierwsze przykazanie dekalogu kabaretowo-satyrycznego mówi: „bij każdą władzę, która jest na świeczniku, bo nie znajdziesz lepszych obiektów do satyry”. A więc bijemy, a przy okazji bijemy się w piersi. Wicepremier i minister kultury dał nam przykład jak przepraszać mamy. Jego zaskakujące wyznanie dotyczy wprawdzie wąskiej grupy działaczy instytucji pozarządowych, ale jest dobrym krokiem w kierunku „dezbrutalizacji” języka debaty publicznej. Przepraszamy i jednocześnie prosimy o przeproszenie nas przez pozostałych członków elity władzy za: niedotrzymane obietnice, pychę, kłamstwa, oszustwa, pazerność, mydlenie oczu, wazeliniarstwo, itd… W imieniu obywateli i elektoratu – przeprosin oczekujemy zwłaszcza od tzw. „opozycji”, która ustawowo powinna zajmować się konstruktywną krytyką władzy, a jest cienka jak „dupa węża”. Przepraszamy miłośników gadów za wykorzystanie węża.