Black Friday

Czy to nam się podoba, czy też nie, wiele zwyczajów zaczerpniętych z kultury tzw. zachodu trafia na nasz polski grunt. „Czarny Piątek” jest tego kolejnym przykładem. Nazwa być może trochę myląca, bo to czas wyprzedaży i możliwość kupienia czegoś taniej. Dla kupujących „czarny” na pewno nie jest. Zwłaszcza, kiedy okazja sama przyszła i wcześniej nie brano takiej okazji pod uwagę. Ale…kto nie wykorzystuje takiej szansy, ten nie pije szampana.

Sam okres wyprzedaży jest umowny i nie ogranicza się bynajmniej do jednodniowych okazji i rozszerza się na rożnego rodzaju branże. Tegoroczny Black Friday w naszym kraju, w przypadku polityki, zaczął się zdecydowanie wcześniej. Konkretnie…tuż po ostatnich wyborach samorządowych. Starano się złapać okazje, gdzie tylko to było możliwe i możliwie najmniejszym kosztem. Ciekawostką jest to, że nic nie trzeba było kupować. Wszystko zależało od darczyńców, było za darmo, podawane wprost na tacy. Wystarczyło nagiąć trochę kręgosłup i można było częstować się do woli. Niestety towar tylko dla wybranych, więc nie wystarczyło dla wszystkich chętnych. Stąd zapewne oburzenie części elit. Należy wszak brać pod uwagę fakt, że następny taki Black Friday w polityce (dotyczący samorządów) może się wydarzyć dopiero za 5 lat. I z taką świadomością, niestety trzeba będzie żyć, ale za to będąc bogatszym w doświadczenia, z których można wyciągnąć wnioski na przyszłość.

To też Ci się powinno spodobać...