Nam czytać nie kazano

Literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk przysparza niektórym więcej problemów, niż innym radości. Na przykład taki Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał, że nie przeczytał żadnej książki noblistki, ale chociaż próbował. Czy profesorowi Piotrowi Glińskiemu to się podoba, czy też nie, twórczość Olgi Tokarczuk wpisuje się w dziedzictwo narodowe oraz spuściznę dziedzictwa nie tylko narodowego, ale i światowego.

Większych problemów nie ma z tym wicepremier Jacek Sasin. Nie dość, że nie przeczytał żadnej książki Olgi Tokarczuk, to nawet nie próbował i nie ma zamiaru tego robić. Jak wyznał szczerze w jednym z wywiadów, książki noblistki nie są „literaturą, która go interesuje”. Nie zdradził jednak co jest w kręgu jego literackich zainteresowań i szczerze powiedziawszy pewnie mało to kogo interesuje.

Nie da się ukryć, że prozy Tokarczuk, nie czyta się tak, jak wierszy Miłosza, czy Szymborskiej. Żeby coś zakumać, trzeba wcześniej coś przeczytać. Żeby przeczytać, trzeba wydać parę złotych, bo nie jest żadną tajemnicą, że książki to nie alkohol. Są równie dostępne, ale nie są tanie. Wypada jednak mieć na półce trochę kultury.

I tu pojawia się dodatkowy problem, bo wybór nie jest prosty. Na co wydać kasę? Co jest lepsze i co daje więcej radości? Książka Olgi Tokarczuk, czy najnowsza płyta Zenka Martyniuka? Niestety jedno wyklucza drugie. Przynajmniej jeżeli chodzi o percepcję.

To też Ci się powinno spodobać...