Być może w polskim Sejmie narodziła się nowa, świecka tradycja. Do tej pory gratulacje związane z wynikami wyborów w innych krajach były składane przez prezydenta, premiera, czy też marszałka sejmu. Po wyborach w USA społeczny, tzn. parlamentarny entuzjazm sięgnął zenitu. Połowa polskiego Sejmu, z sobie tylko znanego powodu skandowała nazwisko Donalda Trumpa, dając upust swojej nieukrywanej radości. Żaden inny sejm nie poszedł w ślady naszych parlamentarzystów. Nawet po wyborach w naszym kraju nikt nigdy tak się nie zachowywał.
Obserwatorzy, z ciekawością oczekują na wyniki wyborów w innych państwach. Najbliższe są chyba w Niemczech. Oczywiście nie znamy jeszcze wyników, ale być może trzeba się przygotować na entuzjastyczne skandowanie w polskim Sejmie nazwiska…Olaf Scholtz, potem może…Kim Dzong Un, a może nawet…Władimir, Władimir. Pomysłowość polskich posłów nie ma granic. A granice miały być tak dobrze strzeżone, nienaruszalne i nieprzekraczalne.
Rozstrzygnięcia wyborów w innych krajach, zgodnie z nową, świecką sugestią, mogą, a nawet powinny mieć wpływ na polski rząd, który w niektórych, bliżej nieokreślonych przypadkach, mógłby podać się do dymisji. Być może powinien także abdykować prezydent? A może cały parlament? Przynajmniej zaoszczędziłoby się na wyborach.