Genialny Strateg z Żoliborza

Wiesław Niesiobędzki

………………………………………………………………………………….

Wszyscy jesteśmy w mylnym błędzie, wszyscy błądzimy, jak pijane dzieci we mgle, uważając, że Pan prezes PiS Jarosław Kaczyński, chłopak wychowany na Żoliborzu, jest przegranym politykiem.

Sprawy bowiem mają się dokładnie na odwrót i z całą stanowczością pragnę stwierdzić, że pan prezes PiS jest arcygenialnym strategiem i chociaż trochę podstarzałym to jednak wręcz jasnowidzącym kawalerem opatrzności, gdyż on jeden tylko wie, w jak opłakanym stanie znajduje się rządzona od 4 lat przez Premiera z PO najjaśniejsza i osierocona po katastrofie w Smoleńsku, Rzeczpospolita. A ponieważ wie, to wiedziony swym instynktem wielkiego stratega postanowił, że dla dobra własnego i swej partii koniecznie należy przegrać wybory do Sejmu a.d. 2011.

Bo co dałaby mu wygrana? Ano kolejną klęskę, jaką niechybnie w 2015 roku poniósłby PiS po 4 latach sprawowania władzy, a niewykluczone, że nawet prędzej.

Gdyż w wyniku złych sił krajowych i zagranicznych sprzysiężonych przeciwko wodzowi Pis, mogłoby dojść do wyborów przyspieszonych, spowodowanych odziedziczoną po Tusku katastrofalną sytuacją kraju. Przy czym, według genialnego stratega z Żoliborza, tym razem klęska mogłaby być tak wielka, że PiS i jego strategiczny prezes, mogliby znaleźć się na aucie i nie wejść nawet do Sejmu. Zatem, po jaką jasną cholerę, było potrzebne PiSowi zwycięstwo w wyborach do Sejmu w 2011roku? Jak nic miałoby się ono skończyć katastrofalną klęską już za dwa lub najpóźniej za cztery lata.

Wszak dużo korzystniejszym, jest siedzieć sobie spokojnie przez całą kadencję 2011-2015 w ławach opozycji, stamtąd patrzeć jak głupi Tusk zmaga się z kryzysem i za samo tylko krytykowanie jego nieudolności, bezpiecznie brać, co miesiąc z kasy Sejmu diety i inne apanaże poselskie. Do tego napawać się nieuchronną klęską Tuska i jego ugrupowania, wieszczącą jak amen w pacierzu zwycięstwo pana prezesa i jego własnego, prawdziwie polskiego Pis-u w wyborach 2015 roku.

To jest dopiero strategia świadcząca o geniuszu i przenikliwości politycznej pana prezesa, który mimo tylu przeciwności, tragicznych wypadków losowych, zmasowanego ataku mediów i nieprzychylnej mu Unii Europejskiej, potrafił opracować i wcielić w życie, tak genialny plan na rychłą realizację jego ulubionego projektu IV RP.

Tylko żal serce rozdziera i czarnym kirem wątrobę oplata, że nawet najwierniejsi z wiernych wasali Pana Prezesa: Ziobro, Kurski, Cymański, Mularczyk, a nawet Beatka Kempa, jak małe dzieci, nie potrafili się na wielkości swego wodza poznać.

To niezbity dowód, że zwykłymi ślepcami politycznymi i farbowanymi lisami byli i takimi nadal pozostają, jeśli wbrew nakazom pana prezesa własny klub sejmowy założyli i chyba nawet o założeniu własnej partii myślą.

Nic im z tego nie wyjdzie, to jasne jak słońce nad Żoliborzem i nawet sam bezdzietny Medialny Magnat Toruński nie zapobiegnie ich klęsce. Wszyscy albowiem przepadną i zaiste nic po nich nie zostanie, tylko płacz, zgrzytanie zębów i niespełnione sny o wielkości.
Ponieważ dla takich, jak oni wybitnie uzdolnionych fachowców, podobnie zresztą, jak dla samego pana prezesa życie poza PiSowskie nie istnieje.

Ale o tym tylko jeden genialny pan prezes wie. Dlatego, niczym się nie przejmując, jak gdyby nigdy nic, ławy opozycji spokojnie sobie grzeje i za to męczące zajęcie z budżetu państwa na utrzymanie swoje oraz swojej partii, grube tysiące złotych, co miesiąc inkasuje. A w przerwach pomiędzy sesjami Sejmu, czy to dla wprawy, czy zwyczajnie z nudów, organizuje znane z nazistowskiej historii Niemiec zwane Feur-zugami, marsze z pochodniami na cześć i ku czci kolejnych tygodnic, miesięcznic, kwartalnic i rocznic katastrofy smoleńskiej.

Tudzież z bezpiecznego ukrycia w swym mieszkaniu na Żoliborzu, błogosławi łysogłowych oprychów czyniących burdy w centrum stolicy. I tu mamy do czynienia z pewną mała dozą wątpliwości dotyczącą niczym nieskalanej wielkości geniuszu pana prezesa.
Nie można, bowiem wykluczyć takiego obrotu spraw, że pałowani, gazowani i wsadzani przez policjantów do paki opryszkowie pójdą wreszcie po rozum do swych ogolonych na pałę łepetyn i dadzą sobie spokój z urządzaniem zamieszek w centrum stolicy, po czym na miejsce swych stadnych wystąpień oraz patriotycznych demonstracji wybiorą cichy i spokojny Żoliborz, gdzie w mieszkanku mamusi ma swoją bezpieczna kryjówkę genialny pan prezes.

No i wówczas słowa pana prezesa mogą stać się ciałem. Z tą tylko dość istotną różnicą, że to nie Budapeszt- jak sobie zażyczył pan prezes – zawitałby do Warszawy, ale pan prezes ile sił w nogach szukając ratunku musiałby gnać do Budapesztu. Co daj nam Panie Boże, Amen!