Chociaż nie są częstymi gośćmi na telewizyjnej antenie, koneserzy kabaretowej sztuki znają ich bardzo dobrze. Zwłaszcza, że nie są nowicjuszami w branży. Joanna Kołaczkowska i Dariusz Kamys, między innymi współtworzyli legendarny kabaret Potem. Tomasz Majer oprócz kabaretowej przeszłości ma na swoim koncie współpracę z niezależną Wytwórnią Filmową A’YOY. Kwartet dopełnia Łukasz Pietsch – nadworny pianista grupy.
Są jednym z nielicznych kabaretów (a może nawet jedynym), który od chwili powstania (w 2002 roku) ma na swoim koncie premierowy program każdego roku. Dlatego wracają z powodzeniem do miejsc w których już zagrali (i cięgle przybywa nowych), a publiczność nie może się wręcz doczekać ponownego z nimi spotkania. W ich przypadku powiedzenie – „tego się nie da opowiedzieć, to trzeba zobaczyć” ma rzeczywisty, głęboki sens.
O kabaretowym życiu i pracy na scenie rozmawiam z założycielem i liderem (chociaż on sam twierdzi, że drugim liderem jest Joasia) zespołu Darkiem Kamysem, zwanym wśród kabaretowej braci Kamolem.
………………………………………………….
Czy warto było rozwiązywać kabaret Potem, skoro prawie wszyscy jego członkowie nadal funkcjonują na kabaretowej scenie?
Tak. Warto było, chociażby z tego tytułu, że my zawsze bardzo poważnie podchodziliśmy do tego co robimy. Często rozmawialiśmy, że nie będziemy czekać aż znudzimy się publiczności i zakończymy działalność w momencie kiedy zarówno artystycznie jak i pod względem popularności będziemy najwyżej. I taki czas właśnie nadszedł po 15 latach działalności. Czuliśmy, że to jest ten moment. Władek Sikora podjął decyzję, że gramy jeszcze rok. Z perspektywy lat wiemy że to była słuszna decyzja, bo wielu ludzi bardzo dobrze wspomina kabaret Potem i ma żal, że zakończyliśmy działalność. Poza tym w przeciwnym przepadku nie powstałby kabaret Hrabi.
Nazwa kabaret Hrabi, dlatego, że kabaretowe szlachectwo (wszak Potem to kultowy kabaret) zobowiązuje?
Przy wymyślaniu nazwy uznaliśmy, że musi być megalomańska, żeby nie znaczyła nic konkretnego, ale żeby się z czymś kojarzyła, żeby była dwusylabowa i żeby była w tym literka „r”. Nazwa Hrabi spełnia wszystkie te warunki. Gdybyśmy teraz jeszcze raz mieli wybrać nazwę, to nie wiem czy właśnie taką byśmy wybrali. Do tej już się przyzwyczailiśmy.
Wcześniej wspólnie z Grzegorzem Halamą powołaliście do życia kabaret HI – FI, czyżby starcie takich dwóch osobowości nie wytrzymało próby czasu?
Z Grześkiem przyjaźniliśmy się od dawna. W tamtym momencie, zarówno on, jak i ja zakończyliśmy pewien etap swojej działalności. Tak się zgadaliśmy, że może zrobimy coś razem. Umówiliśmy się na trzy lata i po tym okresie kabaret HI – FI się rozwiązał. Nawet gdybyśmy się tak nie umówili, nasz kabaret nie przetrwałby dłużej, zbyt silne osobowości, a kabaret zawsze musi mieć jakiegoś lidera, który weźmie odpowiedzialność za całość. Gdybyśmy pracowali razem dłużej, być może byśmy się pokłócili. Na szczęście uniknęliśmy takich konfliktów.
Czy jest jakiś pomysł kabaretowy, którego nie udało Ci się zrealizować?
Jest ich mnóstwo. Zawsze kupuję sobie telefon z dyktafonem, ponieważ często różne pomysły wpadają mi do głowy. Mam ich bardzo dużo, na przykład na różne filmiki, których nie mogę zrealizować, ponieważ brakuje mi czasu, albo ze względu na lenistwo, które czasami mnie ogarnia. Są też pewne pomysły na programy, na parę lat do przodu. Niektórych wprost aż nie mogę się doczekać. Wszystko idzie jednak po kolei.
W porównaniu do innych kabaretów, nie gościcie zbyt często w mediach, ale terminarz występów macie bardzo obszerny?
Tutaj mamy swoją politykę z której jesteśmy bardzo zadowoleni. Kiedy zaczynaliśmy jako kabaret Hrabi, nie byliśmy bardzo znani. Mamy tę zaletę że co roku przygotowujemy nowy program. Kiedy gdzieś gramy i program się podoba, a tak jest w ogromnej większości przypadków, organizatorzy imprezy zapraszają nas z nowym programem. Z biegiem lat takich miejsc jest coraz więcej i bardzo często wracamy w te same miejsca, gdzie już graliśmy wcześniej i to nam pozwala być poniekąd niezależnym od telewizji. Dla nas telewizja nie jest celem samym w sobie a tylko środkiem i kiedy występujemy w telewizji musimy być przekonani, że ma to jakieś sensowne uzasadnienie. Nie bierzemy udziału w przypadkowych realizacjach. Wolimy być towarem deficytowym, żeby nie powiedzieć luksusowym.
Czym kabaret Hrabi wyróżnia się na polskiej scenie kabaretowej, bo zapewne nie chcecie powielać ogranych tematów, pomysłów i schematów?
Kiedy przychodzi mi jakiś pomysł do głowy to od razu stawiam sobie pytanie, czy to już gdzieś było? Jeżeli tak, to tracimy do tego serce i nie bardzo nam się chce. Jeżeli jest to coś nowego to wtedy bardzo chętnie w takie tematy wchodzimy, to nas kręci. Za to też lubi nas publiczność, jak choćby skecz oparty na montażu tekstów biesiadnych. To nam daje wielką satysfakcję.
Serial Spadkobiercy jest oparty wyłącznie na improwizacji, czy są jakieś wstępne założenia przed kolejnym odcinkiem?
Spadkobiercy są zabawą improwizowaną, która podlega jedynak pewnym zasadom. Pierwszą jest to, że artyści biorący udział w serialu nie mają się starać, aby być śmieszni. Bardziej mają się skupiać na fabule. Drugim warunkiem jest to, że muszą współpracować. Muszą się godzić na nie swoje pomysły. Jeżeli ktoś zaczyna wątek, to partner musi w to wejść, a nie uciekać od tego, czy proponować swój pomysł w tym momencie. Przed każdym odcinkiem zbieram całą ekipę, przekazuję im informację, podpowiadam wątki, kto gra z kim, co ma się wydarzyć i do czego ma to dążyć. Reszta należy do nich. I jeszcze jedno. Zaproszeni aktorzy biorący udział w odcinku nie wiedzą co i jaką postać grają. Dowiadują się o tym dopiero na scenie.
Czy były takie sytuacje, że nie mogliście się dogadać artystycznie i jak to się mówi „poszło na noże”?
Może aż nie na noże, ale były takie sytuacje, głównie to my się z Aśką kłócimy. To jest tak, jak jest dwóch liderów. Radzimy sobie jednak z tym, ponieważ mamy wspólny cel, jasno określony, więc zawsze, chociaż czasami w sposób burzliwy się dogadujemy. Na kanwie artystycznej wspieramy się. Asia ma bardzo specyficzne poczucie humoru. I często się zdarza, że na przykład ona proponuje jakiś pomysł, który ja nie za bardzo czuję. Wtedy mamy taką umowę, że te pomysły weryfikuje publiczność. Trzeba sobie zaufać. Jak się pomysł nie sprawdzi, robimy to inaczej.
Dziękuję za rozmowę, życzę kolejnych sukcesów, chociaż w waszym przypadku są to „życzenia retoryczne”.
………………………………………………
Andrzej Zb. Brzozowski
przedruk z Nowego Życia Olsztyna
(zdj. Kamila Markiewicz – Lubańska)