Powstali w 1987 roku z inicjatywy Wiesława Tupaczewskiego (WT) i Andrzeja Piekarczyka (AP), którzy znali się już z innych, nie tylko kabaretowych projektów. W roku 1989 do zespołu dołączył Andrzej Tomanek i Ryszard Makowski. Pierwsze występy miały miejsce gościnnie w „Kabarecie Pod Egidą” Jana Pietrzaka. W roku 1990 zespół się usamodzielnił i zaczął działać na własny rachunek. Wkrótce potem zaczęli pojawiać się w telewizji, co przyniosło im ogromną popularność, a takie piosenki jak „Zasmażka”, „To już lato” czy „Wakacje” śpiewała z nimi cała Polska.
Aktualnie, po odejściu Ryszarda Makowskiego występują we trójkę.
……………………………
Którą swoją piosenkę i dlaczego uważacie za najbardziej reprezentatywną dla Waszej twórczości?
AP – Oczywiście „Zasmażka” jest piosenką najbardziej znaną i identyfikowaną z nami. Ale ja wolałbym być raczej kojarzony z takimi piosenkami jak „Wiosna”, „Niebezpieczna kawiarnia” czy „Moherowe sąsiadki”. Lepiej charakteryzują nasze poczucie humoru. Wszystkie hity są na naszej najnowszej płycie DVD „Od A kordeonu do Z asmażki”.
WT – Jesteśmy też kojarzeni z parodiami znanych przebojów, którymi bawimy się w „Mini Koncercie Życzeń”. Tworzymy takie patchworki śpiewane. Jest niewiele, a właściwie chyba nie ma oprócz nas żadnego zespołu, który by z taką lekkością przeskakiwał z utworu w utwór, z melodii w melodię. Naprawdę mamy talent.
Grupa „777” nie mieści się w formule kabaretu OT.TO, że musieliście powołać do życia odrębną formację?
AP – Nam się wszystko mieści w formule bo mamy bardzo rozległe zainteresowania. To się raczej nie mieściło w formule jaką przypisała nam tzw „branża” oraz publiczność. Trzeba było to oddzielić, żeby nie wprowadzać nikogo w błąd z jakim rodzajem twórczości ma w danym momencie do czynienia i czego może się spodziewać po nowym wydawnictwie lub na koncercie.
Pracujecie ze sobą prawie 30 lat, gracie sporo koncertów, czy były takie chwile, że mieliście już siebie dosyć, czy prywatnie też się ciągle spotykacie?
WT – Szczerze? Ciągle się zdarzają takie sytuacje, że mamy siebie dość. Ale zdarza nam się spotykać nawet poza pracą, przy okazji imienin, urodzin, czy świąt. Wiadomo, znamy się jak łyse konie, ale ciągle zdarza nam się zaskoczyć czymś kolegów.
Niewiele jest zespołów, w tym kabaretów, które mają za sobą koncert z orkiestrą (w tym przypadku Zbigniewa Górnego), kto wpadł na taki pomysł i czy chodziło tylko o nagranie płyty?
WT – Na pomysł nagrania wspólnej płyty wpadliśmy podczas jednego z koncertów w poznańskiej Auli, śpiewaliśmy tam miks filmowych piosenek o miłości z 20-lecia międzywojennego właśnie z towarzyszeniem Orkiestry Zbigniewa Górnego. Ponieważ tenże miks był świeżutko napisany, to jeszcze na próbie generalnej myliliśmy się na potęgę. Właściwie wszyscy odradzali nam występ. I wychodząc na scenę podczas koncertu mieliśmy naprawdę miękkie kolana. Zaśpiewaliśmy bez żadnej pomyłki. Publiczność oszalała i musieliśmy bisować.
Na scenie panowie w garniturach kojarzą się nie tylko z elegancją, ale również ze statecznymi i układnymi osobami, czy prywatnie OT.TO to zawsze „grzeczne chłopaki”?
AP – Ja osobiście prowadzę mało „rockandrollowe” życie.
WT – Jak najbardziej OT.TO to „grzeczne chłopaki”. A nawet czasami to aż „grzeszne”.
Swego czasu nie było tygodnia, czy weekendu bez kabaretu OT.TO w telewizji, teraz jest Was trochę mniej na szklanym ekranie, a przecież nadal publiczność Was lubi?
AP – Pojawiło się sporo innych, młodszych kabaretów. Dla nich też powinno się znaleźć miejsce w telewizji. Stworzyliśmy tak duże ilości rożnego rodzaju materiałów… płyt, kaset video, programów telewizyjnych i radiowych, olbrzymiej ilości koncertów, że chyba mamy już prawo do lekkiego zwolnienia tempa. Nie oznacza to wycofania się ze sceny. Działamy nadal, ale ostatnio zaczynamy stawiać na internet. Rozpoczynamy publikacje naszych działań na stronie internetowej, założyliśmy też własny kanał na You Tube.
W składzie Waszego kabaretu nie było nigdy kobiety, nie było takiej potrzeby, czy może były jakieś inne względy?
AP – Skład taki jaki był sprawdził się znakomicie i nie było potrzeby jego zmiany. Kiedy odszedł Ryszard zastanawialiśmy się czy nie uzupełnić zespołu o kogoś jeszcze. Ostatecznie zostaliśmy we trzech. I tak jest chyba dobrze.
WT – Kobieta w kabarecie to nieporozumienie. Przecież prędzej czy później byśmy się o nią pokłócili. Nie spotkaliśmy zresztą takiej, która chciałaby z nami występować
W credo artystyczne zawarte na Waszej stronie internetowej nie bardzo chce mi się wierzyć, zwłaszcza, że jest to fragment piosenki Ryśka Makowskiego, więc jak to jest?
AP – Dla mnie nic się nie zmieniło od czasu powstania tej piosenki. Nadal sprawia nam radość rozbawianie publiczności, no i oczywiście przyjemnie jest w ten sposób zarabiać na życie.
WT – Jeśli nie chcesz wierzyć to trudno, ale przecież słowa tej pieśni są cały czas aktualne. a że autorem tych słów jest Rysiek to nic dziwnego, bo przecież napisał wiele mądrych i dowcipnych piosenek.
Czym się zajmujecie poza sceną, czy macie czas na jakieś hobby, czy tylko praca, praca, praca …?
WT – Poza sceną mam kilka pasji, na które ciągle brakuje czasu – grywam w piłkę nożną w Reprezentacji Artystów Polskich, jeżdżę maxi skuterem, żegluję, nurkuję, jeżdżę na snowboardzie, piszę i nagrywam piosenki, scenariusze filmowe i cały czas sobie obiecuję, że zacznę malować!
AP – Uwielbiam motoryzację. Każdego dnia przeglądam olbrzymie ilości niusów motoryzacyjnych.
Z zapałem zabawiam się także w producenta muzycznego. Dziś każdy może mieć w domu lepsze lub gorsze komputerowe studio nagrań, zabawa jest pyszna. Trzeba także kiedyś dbać o zdrowie i kondycję więc poświęcenie pewnej ilości czasu na sport i kontakt z naturą jest nieodzowny. Ostatnio odkrywam zalety „nordic walking”.
Czy w bogatym, koncertowym życiu kabaretu OT.TO zdarzyła się jakaś niecodzienna sytuacja?
AP – Dużo by opowiadać. Ale z pewnością do końca życia będę wspominać jak w wyniku pewnych okoliczności zaszła konieczność wejścia na scenę i zaimprowizowania w zasadzie kompletnie nowego skeczu. Ten stres jest nie do opisania.
WT – Nie, nie przypominam sobie, widać były same codzienne. A poważnie – ciągle coś się dzieje. Kiedyś podczas występu na dużej imprezie plenerowej wysiadł prąd, więc występowaliśmy korzystając z megafonów na baterie, kilka razy zdarzyło nam się, że na scenę wtargnęli widzowie, ale nie po to żeby zlinczować artystów, ale by nas wspomagać tańcząc wspólnie z nami. Kiedyś pewna kobieta oświadczyła mi się, ale z żalem musiałem odmówić. Skreśl to „z żalem” – a nuż żona będzie to czytać.
Dziękuję za rozmowę i życzę kolejnych, równie udanych lat estradowego życia.
Andrzej Zb. Brzozowski
(przedruk z Nowego Życia Olsztyna, zdj. archiwum zespołu)