Premier Donald Tusk nie przyjął dymisji ministry sportu. Podanie się do dymisji było spowodowane obfitymi opadami deszczu nad Stadionem Narodowym w Warszawie. W tym samym czasie sprawdzano przepustowość dziury w dachu i z tego powodu nie można było go zamknąć. W końcu badanie techniczne jest ważniejsze od meczu.
Mecz przecież można przełożyć (i tak się stało), a z deszczem to różnie bywa. Poza tym, pani ministra nie jest od zamykania i otwierania dachu. Wystarczy, że otworzyła stadion i jak będzie trzeba to go zamknie. Na dobry humor premiera i nieprzyjęcie dymisji miała też na pewno wpływ bramka strzelona przez Roberta Lewandowskiego w meczu z Realem Madryt, oraz zbliżające się wybory na prezesa PZPN. W końcu to minister, a w naszym przypadku ministra sportu powinna pogratulować nowemu prezesowi. Dach się przecież sam nie zamknie. Zwłaszcza, że to jedyny taki dach w Europie. Wszyscy o nim słyszeli.
Aby uniknąć w przyszłości podobnych przypadków z deszczem i dachem, proponujemy powołanie osoby odpowiedzialnej (w randze wiceministra/wiceministry) skupiającej w sobie wiedzę z dziedziny meteorologii i mechaniki ds. zamykania i otwierania dachu na Stadionie Narodowym. Taki wydatek na pewno będzie mniejszy niż wstyd.