Kacper Ruciński – zawsze byłem duszą towarzystwa

Stand-up jest jedną z form satyrycznego monologu wykonywanego bezpośrednio przed publicznością. Wzajemne relacje z widownią (rozbawienie jej) oraz charyzma wykonawcy są tutaj podstawą sukcesu. Nazwa wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, które uważa się za ojczyznę stand-upu. Również w Polsce staje się coraz bardziej popularny. To bardzo trudna forma wypowiedzi, ale mój rozmówca radzi sobie na stand-upowej scenie znakomicie.

………………………………………………………………………………….

Skąd się wzięło Twoje zainteresowanie stand-upem?

Chyba trzeba zacząć od tego, że od dziecka wykazywałem wielkie zainteresowanie sceną, a bawienie towarzystwa zawsze było moim największym hobby. Szukałem ludzi, z którymi mógłbym robić kabaret. Zawsze było z tym licho. Nagle olśnienie: na Youtube.pl jest coś takiego jak Stand Up Comedy. Na początku byłem sceptyczny, a potem już pochłonęło mnie całkowicie i do dziś z każdym dniem jestem zauroczony tą formą coraz bardziej.

Czym różni się stand-up od normalnego monologu?

Trudne pytanie. Zawsze mi je zadawano. Najkrócej mówiąc, różnica tkwi w energii i sposobie przekazywania myśli. Monolog ma swoją konwencję, swoją postać, klamrę, fabułę. Najczęściej jest tworzony według zasad tworzenia monologu. Stand-up to nie monolog, to jednostronna rozmowa artysty, który schodzi do ludzi, by z nimi się pośmiać – nie kryje go żadna szata, dżingiel czy rekwizyty, jest sobą. Próbuje zarazić widza swoimi wizjami, poczuciem humoru, czasem się z nim droczy, czasem prowokuje, ale przede wszystkim jest śmiesznym, inteligentnym kumplem.

W większości przypadków polski stand-up polega chyba jednak na opowiadaniu kawałów?

Brawo. Lubię, gdy ktoś to dostrzega. Nie chcę stawać w opozycji do polskich gwiazd solistów, ale – z całym szacunkiem – nie można tego nazwać stand-upem. Można jednak dostrzec w wielu z nich momenty iście stand-upowe. Nienawidzę żartów podawanych ze sceny jako własne przeżycia artysty. Jedynym artystą, któremu jestem w stanie to wybaczyć, jest Piotr Bałtroczyk, gdyż jest w tym mistrzem.

Stand-up jako forma satyrycznej wypowiedzi jest najbardziej popularna w USA. Czy miałeś możliwość podpatrzenia, jak oni to robią? I kogo uważasz za mistrza tego gatunku?

Miałem możliwość, jednak tylko w Internecie. Żałuję. Moim ulubionym stand-uperem jest Eddie Izzard. Zaraz za nim są: Eddie Murphy, Dave Chappelle, Dylan Moran i dalej kilku innych. Każdy z nich jest inny. Każdy w inny sposób śmieszy. Do każdego trzeba podejść z innym nastawieniem… to jest właśnie siłą stand-upu, ponieważ do każdego monologu kabaretowego podchodzimy z podobnym nastawieniem… spodziewamy się formy, spodziewamy się, kiedy będzie śmiech…

Ile jest miejsca w Twojej prezentacji na improwizację i czy zdarzył Ci się występ na określony, narzucony temat?

Myślę o takim występie. Zobaczymy, czy dopnę swego. Zazwyczaj w stand-upie jest bardzo mało miejsca na improwizację. Stand-up jest ułożony, tak aby był silny, śmieszny i skuteczny… Zdarzają się jednak rzeczy nieprzewidywalne, które zawsze staram się zauważyć i skomentować. Nie boję się tego, jednak na razie nie szukam na siłę improwizacji.

Telewizyjny program „Zabij mnie śmiechem” nie przyniósł chyba oczekiwanych rezultatów. Jak myślisz, z czego to wynika?

Wynika to z braku w Polsce rynku stand-upowego. Widzieliśmy, kto tam występował. Program miał ludziom pokazać stand-up, a utwierdził ich w przekonaniu, że po pierwsze: oni już to znają, bo to jest po prostu „wychodzi człowiek na scenę sam”. Po drugie: zobaczyli, że stand-up jest beznadziejny, słaby i żenujący. Smutne to, ale grunt, że się dzieje, że coraz chętniej telewizje patrzą w naszą stronę.

Czy w takim razie polski stand-up ma przyszłość i co trzeba zrobić, aby się rozwijał?

Jak rozwijamy się my, tak samo rozwija się publiczność. Jeżeli przestaniemy przyodziewać się w kaftan tabu i mieć klapki na oczach, że dobre jest tylko to, co jest, a kto idzie pod prąd, ten jest odrzucany, jeżeli zaczniemy luźniej podchodzić do śmiechu z tematów trudnych, ciężkich czy bolesnych, to stand-up za dziesięć, piętnaście lat będzie ulubioną rozrywką Polaków… Wierzę w to całym sobą.

Dobry stand-uper to…?

Dobry człowiek. Szczery, odważny, charyzmatyczny, otwarty, z niestandardowym poczuciem humoru, inteligentny, błyskotliwy, dobry psycholog.

Czy jest Ci obojętne, na jakich imprezach i dla jakiej publiczności występujesz? Wolisz spotkania kameralne czy duże festyny?

Najlepiej czuję się w klubie, w podziemiach… może to dlatego że pochodzę z Malborka. Poza tym im więcej jest ludzi na widowni, tym Kacper bardziej podniecony… Często niestety jest tak, że aby pojechać w trasę wymarzoną, trzeba najpierw pojechać w tę dobrze płatną… Wszak wszyscy chcemy żyć dostatnio.

Poczucie humoru masz zawodowe czy prywatnie też starasz się być zawsze duszą towarzystwa?

Na to pytanie po części już odpowiedziałem. Zawsze byłem duszą towarzystwa. Jednak nie od razu się otwieram. Potrzebuję poczuć się swobodnie i dobrze w towarzystwie. Dla obcych mogę wydawać się nudny. Cóż, nie zawsze się błyszczy, hehe… Poza tym znam kilkunastu stand-uperów i każdy z nich lubi być w centrum uwagi, lubi bawić i być bawionym.

Dziękuję za rozmowę

Andrzej Zb. Brzozowski
(przedruk z miesięcznika „Nowe Życie Olsztyna”, zdj. Małgorzata Różalska)