Demokracja po raz kolejny pokazała swoją siłę i dotychczasowy wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna, pomimo tego, że bardzo mocno chciał, nie złapał się nawet do zarządu swojej partii.
Nie pomogło nawet emocjonujące i rozpaczliwe, osobiste przemówieniem tuż przed głosowaniem. Na nic zdało się przypomnienie, że to właśnie on był współzałożycielem Platformy i powoływanie się na pluralizm poglądów. Po głosowaniu okazało się, że demokracja nie lubi pluralizmu.
Tak oto Donald Tusk został jedynym i niepodważalnym wodzem w swojej partii, co złośliwie wytyka mu opozycja. I słusznie (że wytyka), bo Platforma stała się jedyną partią wodzowską, w której wszystkie najważniejsze decyzje podejmuje jej przewodniczący. W innych partiach jest to nie do pomyślenia, aby przewodniczący posiadał władzę absolutną. Na tym właśnie polega demokracja, aby każdy miał prawo głosu i mógł wyrazić swoje zdanie. Nawet takie, które jest odmienne od zdania przewodniczącego.
Dlatego też, aby takich sytuacji uniknąć, niektóre partie zamiast przewodniczącego wybierają na swojego przywódcę prezesa. A prezes to nie jest tam jakiś przewodniczący, tylko prezes. On rządzi demokratycznie z urzędu, więc wszyscy z urzędu mają takie samo zdanie jak on. I jak taki prezes wybierze sobie wiceprzewodniczącego, to nawet nie trzeba robić tajnego głosowania. Wystarczy jawne, bo i tak wiadomo, że wszyscy są za.