Cały kraj odetchnął z ulgą. Nowo wybrany szef PSL Janusz Piechociński, po namowach swoich partyjnych kolegów i perswazji premiera Tuska objął stanowiska wicepremiera i ministra gospodarki. Migał się od tego przez kilkanaście dni, ale nie znalazł innych kandydatów na objęcie tych funkcji, więc nie miał innego wyjścia. Mógł co najwyżej wyjść z koalicji. Żarty zostawmy jednak na boku. Takie żarty nie dotyczą PSL-u.
Obie funkcje odziedziczył po swoim partyjnym koledze(?) wicepremierze Pawlaku. Gdyby chodziło np. o garnitury, buty lub koszule, to można to zrozumieć, ale nie chcieć takiej fuchy? Przecież to druga osoba w rządzie. Widocznie w PSL-u nie było już nikogo bez przydziału. Wszystko obsadzone. Całe szczęście, że nie proponował tych stanowisk nikomu z opozycji. Widać więc, że jest kulturalnie wychowany. Jakiś dziwny ten PSL. Były prezes i były wicepremier Waldemar Pawlak obraził się na wszystkich i wszystko, że przegrał partyjne wybory. Popełnił podstawowy błąd. Gdyby nie startował, to by nie przegrał. Do kogo więc te pretensje?
Nowy prezes sprawia wrażenie, jakby nie wiedział o tym, że wygrał. Chyba po to startował, żeby wygrać? Może w końcu ktoś mu to powie. Jak to się dzieje, że Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie miały i mają takich problemów?