Zbigniew Boniek w wywiadzie udzielonym Sylwestrowi Latkowskiemu dla tygodnika „Wprost” przyznał się skąd miał pieniądze na rozwój swojej piłkarskiej kariery. Nie musiał ćwiczyć po szopach jak nasi tenisiści, ani ćwiczyć na obiektach za granicą (jak nasi łyżwiarze).
Komfort i luksus bycia piłkarzem zapewniało mu 5 (słownie: pięć) fikcyjnych etatów. Po latach okazało się, że w świetle prawa, obecny prezes PZPN pracował m.in. w brygadzie remontowo – budowlanej i był ślusarzem. Te wszystkie etaty były niestety w różnych zakładach pracy. Przysparzało to sporo kłopotów (jak wspomina „Zibi”), bo trzeba było do każdego zakładu jechać po wypłatę. Ale jak ZUS to wszystko podsumuje, to będzie to prawdopodobnie najwyższa emerytura w kraju.
Ciekawostką jest fakt, że kiedy nastały czasy Solidarności, to wzięto to wszystko pod lupę.
Orzeknięto, że to nie jest normalne, aby mieć pięć etatów w pięciu zakładach pracy. Ale związkowcy to przecież też kibice. Doszli do rozsądnego rozstrzygnięcia problemu i poinformowali Zbigniewa Bońka: „Pan powinien mieć pięć etatów w jednym zakładzie, żeby nie tracić czasu na chodzenie”. Niestety nie udało się ustalić, który zakład wziął na siebie to racjonalne rozwiązanie.