My Słowianie, my lubim sielanki – jak pisał wieszcz Adam w III części „Dziadów”. Być może z tego powodu takim powodzeniem cieszą się telewizyjne programy „Rolnik szuka żony” i budzący duże kontrowersje „Kto poślubi mojego syna?”.
O ile ten pierwszy prezentuje kilku poczciwych rolników, bynajmniej nie „frajerów”, z których niemal każdy zdobył sympatię widzów, to drugi woła o pomstę do nieba. Panowie ciężko pracujący na roli, to nie typowe „wieśniaki” jak zwykło się o nich pogardliwie mówić, tylko bardzo fajni goście, bez wyjątku. W przeciwieństwie do czterech „wymoczków” trzymających się mamusinych kiecek. Same mamusie niewiele różnią się charakterologicznie od swoich synusiów, tworząc niepowtarzalne duety. Krótko mówiąc mistrzynie i mistrzowie obciachu.
W obu programach chodzi mniej więcej o to samo. Szukanie kandydatek na żonę. Czy telewizja ma to za nich załatwić, bawiąc się w biuro matrymonialne? Czy na tym ma polegać telewizyjna rozrywka? Jeżeli tak, to po redakcyjnej (ożywionej) dyskusji proponujemy kolejne audycje tego typu. Chętnie zobaczylibyśmy je na antenie. Poniżej prezentujemy pierwsza piątkę, która otrzymała najwięcej głosów:
- „Kto wytrzyma z moją teściową?”
- „Moja ulubiona kochanka mojego męża”
- „Z kim zdradzę swoją żonę?”
- „Moje nieślubne dzieci”
- „Żona szuka męża po knajpach”