Przełom roku to czas epidemii. Najpierw chorowali grupowo Sędziowie Trybunalscy, potem rozchorowali się i podali do dymisji generałowie Wojska Polskiego (depresja po utracie helikopterów?). Wirusy rosyjskich hakerów zaatakowały Obamę, a Petru z obawy przed wirusami uciekł do Portugalii. Szyszko, żeby ratować rząd najpierw strzelał do korników a pod koniec roku do żubrów, z obawy przed gruźlicą. Najszybciej epidemia roznosi się w sklepach.
Epidemia wyprzedaży. Przeceny gonią rabaty. Obniżki przepychają się z promocją. Strach przejść koło sklepu. Desperacka próba pozbycia się całego towaru od razu na początku nowego roku sugeruje, że handel coś wie. „Likwidacja kolekcji !!!– 90%” – powszechnie obowiązujące hasło czarno na czerwonym sugeruje, że to epidemia. Co będzie? Nam się wydaje, że to nie chodzi o nadprodukcję, nadpodaż, lub obawę przed nowymi podatkami. Nie chodzi nawet o wydrenowanie kieszeni z gotówki „500+”. Galerie handlowe pierwsze dowiedziały się, że w 2017 nastąpi koniec świata.
Wszystkim, którzy świętowali koniec świata w 1999, albo 12.12. 2012 wyjaśniamy: to taka nowa świecka tradycja. Co parę lat kolejna sekta ogłasza „koniec świata” i nakręca koniunkturę. Na wodę, na energię, na zdrową żywność, na betonowe schrony, na elektryczne samochody… Albo na czapki. Tak, tegoroczne wyprzedaże, mimo histerycznej reklamy, cieszą się normalnym zainteresowaniem, z wyjątkiem sklepów z czapkami. Już wiemy, że hasło szefa „solidarności” niejakiego Dudy: ‘Czapkami ich nakryjemy’ zawierało lokowanie produktu.