Jest się z czego cieszyć. Nasi piłkarze odpadli w fazie grupowej ME, po niezwykle udanym, niespodziewanie rewelacyjnie zagranym (jak na nasze możliwości), zremisowanym meczu. Bez względu na ten wynik, samolot i tak grzał już silniki na powrotną drogę. Zaskoczenie było tym większe, że prawie wszyscy (tzn. kibice, dziennikarze i koledzy z branży piłkarskiej) spodziewali się bardziej pięknej przegranej, niż pięknego remisu. To taka nasza narodowa, piłkarska specjalność. Tak grać, aby pięknie przegrać. Najgorsze co mogłoby nas spotkać, to wygrana po brzydkim meczu. Czasami to nam się zdarza, ale generalnie jesteśmy konsekwentni. Niestety, udało się Robertowi Lewandowskiemu strzelić karnego, co prawda dopiero za drugim razem, podobnie jak na poprzednich mistrzostwach. Trochę to zachwiało naszym wizerunkiem. Ciekawe jakie by były komentarze, gdyby mu się nie udało strzelić. Jedyne co moglibyśmy jeszcze zrobić to strzelić bramkę samobójczą, ale to też trzeba umieć. Czasami się udaje. Bez względu jednak na wszystko, jakaś premia (ciekawe jaka?) pewnie się należy. I dyplom za udział w turnieju dla drużyny pewnie też.
Ktoś kiedyś powiedział, że polski futbol jest nieobliczalny. Niestety, to błąd w rozumowaniu. Piłkarze, zanim wyjdą na boisko dokładnie wiedzą ile, kiedy i za co dostaną. Zdążą się nawet o to pokłócić (jak w przypadku premii na poprzednich ME). Czy się stoi, czy się leży…jak mawiali starożytni Polacy.
Trener nasze narodowej, miał lepsze stylówki, niż styl naszej drużyny. Czyli jest do czego równać. Jakieś (a nawet bardziej niż jakieś) wrażenie po naszym pobycie na EURO pozostało. A podobno miało być tak pięknie. I było!