Kilka dni po publikacji w dzienniku Rzeczpospolita artykułu Cezarego Gmyza „Trotyl na wraku Tupolewa”, autora tegoż artykułu oraz jego przełożonych w osobach redaktora naczelnego, zastępcy naczelnego i szefa działu krajowego odnaleziono. Według wstępnych ocen przyczyną ich zniknięcia z siedziby Rzeczpospolitej był potężny wybuch, który wysadził wspomnianych powyżej dziennikarzy. Wysadził z zajmowanych stołków. Eksperci mówią o mieszance trotylu i nitrogliceryny inni zaś o eksplozji rady nadzorczej, a nawet samego właściciela Rzeczpospolitej. Natomiast niewiele mówi się o skutkach ubocznych wybuchu. Jednak kilka tez pojawiło się. Była to gwałtowna próba błyskawicznego przeobrażenia dziennika opiniotwórczego jakim jest Rzeczpospolita w tabloid – twierdzą spece od mediów. Psychologowie pracy podejrzewają, że autorowi artykułu chodziło o podwyżkę.
Najodważniejsi mówią nawet o próbie przejęcia dziennikarzy przez magazyn Wtyczka. O opinię nie zapytaliśmy pana Macierewicza, bo nie lubimy trotylu.
W całej tej trudnej sytuacji najmocniej martwi pogorszenie się relacji pomiędzy premierem Tuskiem, a prezesem Kaczyńskim. Premier stwierdził, że z Kaczyńskim nie da się żyć pod jednym dachem ojczyzny,a lider PiS-u oświadczył, że Donek chce go zamordować lub zesłać na banicję (banicja to taka szkoła przetrwania najczęściej za granicą np. na Seszelach). I tu obaj Panowie zapewne nieświadomie wyznali swoje najskrytsze marzenia, tak bardzo ich łączące. Skoro Donek nie widzi możliwości współżycia z Jarkiem w ojczyźnie, a Jarosław widzi się na banicji, to trzeba obu adwersarzy razem posłać – na przykład – na Kubę. Na Kubie życie jest tanie, system polityczny dobrze obu znany- już to przerabiali w naszej socjalistycznej ojczyźnie, dziewczyny podobno najtańsze, klimat zniechęca do konfliktów, chłopcy nabiorą do wielu spraw dystansu. Gdy wrócą, to dobrze, bo wrócą do starych nawyków, bo są Polakami. A jeśli nie wrócą to też dobrze, bo następni ruszą do bezpardonowej walki o opuszczone stołki.