Kasa z mandatów

Parlamentarny Zespół ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego szykuje zmiany w przepisach. Zdaniem posłów podniesienie kwot mandatów ma wpłynąć na zwiększenie bezpieczeństwa na drogach.

Trudno z tym polemizować, bo chodzi w końcu o bezpieczeństwo, ale wyższe mandaty wpłyną na pewno na zmniejszenie dziury budżetowej. Będą więc załatwione dwie sprawy za jednym razem. W końcu doczekaliśmy się jakichś reform, a to już duży sukces. Od czegoś przecież trzeba zacząć. Najłatwiej walnąć rodaka po kieszeni.

Argumentacja jest dość ciekawa. Okazuje się, że mamy najniższe stawki mandatów w Unii Europejskiej. Maksymalny mandat to 500 złotych, czyli kilkanaście procent miesięcznej płacy brutto. Tak argumentują członkowie parlamentarnego zespołu. Samo brutto (nie netto) czyni już wielką różnicę. Tylko kto tak naprawdę wyrabia tą średnią krajową panie i panowie posłowie? Pięć stów, to prawie cały zasiłek i prawie połowa najniższej pensji. W przypadku tak niskich kwot (zasiłku i pensji) „prawie” nie robi żadnej różnicy.

Dlatego w trosce o bezpieczeństwo na drogach (skoro to jest główny argument, a nie wyrywanie kasy) proponujemy odwrócenie sytuacji. Każdy kierowca, który w określonym okresie (rok, dwa lata, czy pięć) nie popełni wykroczenia…otrzymuje premię. Im mniej zarabia, tym większą. Skąd na to pieniądze? Właśnie z tych mandatów, co to mają być podwyższone. Przecież chodzi o bezpieczeństwo. Podobno.

 

To też Ci się powinno spodobać...