Nie milknie wrzawa wokół hymnu naszej narodowej reprezentacji na Euro 2012. Zgodnie z demokratycznym wyborem, jest to piosenka zespołu Jarzębina „Koko Euro Spoko”.
Piosenka jak piosenka, jednym może się podobać, innym nie. Ale problem jest większy, niż niektórym się wydaje.
Po dokładnej analizie tekstu okazuje się, że zawarte są tam treści ścigane prawem. Otóż w refrenie zawarty jest zwrot „naszym doping dajmy”, a to nie to samo co „naszych dopingujmy”. Nasuwa się pytanie o jaki doping chodzi i w jakich dawkach? Kto ma go dostarczać i w jaki sposób? Kto za tym stoi i kto będzie czerpał z tego zyski? Nie jest przecież żadną tajemnicą, że wyraz „koko” w wielu językach (w tym również europejskich) oznacza kokainę. Od razu widać, że ta piosenka jest prowokacją, grubymi nićmi szytą.
Oby się nie okazało, że w szatni naszej drużyny, oprócz komisji antydopingowej, na okrągło będą przebywać funkcjonariusze ABW, CBŚ i CBA.
A miało być tak dobrze. Trener Smuda powołał do kadry samych abstynentów (za wzór i podobieństwo swoje) i to miała być nasza tajna broń i pomysł na wyjście z grupy. Jeszcze tylko tego brakuje, aby zespół Jarzębina zmienił na czas mistrzostw nazwę, na brzmiącą bardziej swojsko, np.…Dilerki.