Do niespotykanego od lat w polskiej piłce zdarzenia doszło na Stadionie Narodowym w Warszawie. Reprezentacja Polski po okupowaniu przez cały mecz połowy przeciwnika i oddaniu kilkunastu strzałów w światło bramki, strzeliła 5 goli drużynie San Marino. Nareszcie nasi chłopcy spotkali godnych siebie rywali i mogli pokazać co potrafią, i na co ich stać.
Taka dyspozycja strzelecka i zastosowana taktyka, zaskoczyła nie tylko drużynę gości, ale także kibiców i samych piłkarzy naszej narodowej jedenastki. Gdyby mogli, to strzeliliby tych goli jeszcze więcej. Całe szczęście, że w porę się opamiętali. W końcu co to za różnica, czy się wygrywa pięć, dziesięć, czy piętnaście do zera. To żadna przyjemność. Przynajmniej dla naszych piłkarzy.
Przy okazji odbył się też trening naszej drużyny w rozgrywaniu rzutów rożnych. Było ich około dwudziestu i przećwiczono wszystkie możliwe warianty i ustawienia. W tym wypadku nie chodziło o strzelanie bramek, tylko o zaznajomienie się z takimi sytuacjami. Bardzo ładnie zachował się sędzia, który podyktował dwa rzuty karne, aby nasz czołowy snajper Robert Lewandowski, też mógł sobie coś strzelić.
Na pamiątkę tego historycznego, piłkarskiego wydarzenia, zawodnicy obu drużyn wymienili się koszulkami. Szkoda, bo coś nam się wydaje, że niektórzy nasi reprezentanci mogą już nie mieć okazji, aby zachować w swojej kolekcji koszulkę z orzełkiem.