Polecą głowy

Niestety, pomimo wielu wysiłków, kombinacji i analiz nie udało się (jak na razie) powiązać Jarosława Kaczyńskiego z zadymami podczas Marszu Niepodległości w Warszawie. A szkoda, bo wtedy wszystko byłoby bardziej czytelne i prostsze. Jak mówią, a właściwie cytują „Siarę”, niektórzy (a przecież wiadomo jacy) komentatorzy – „cały misterny plan poszedł w p…u”. Ciekawe, kto za to beknie? A ktoś przecież musi.

Redakcja Wtyczki przeprowadziła własne śledztwo w tej sprawie. Nasi eksperci zwrócili uwagę na kilka spraw. Czy Jarosław Kaczyński był na pewno w tym czasie w Krakowie? Co prawda pokazywano go w TVN, ale nie była to transmisja na żywo i poza tym wiadomo jakiego rodzaju jest to stacja. Czy wszyscy członkowie i sympatycy PiS-u wyjechali z Warszawy w czasie marszu? Był na nim obecny na pewno znany z sympatii do tej partii Adam Zawisza. A przecież wiadomo, że na kim jak na kim, ale na Zawiszy zawsze można polegać. Wiedzieli już o tym nawet harcerze w PRL-u.

Kolejny fakt, to używanie przez uczestników marszu telefonów komórkowych. To znakomity sposób na przekazywanie informacji i instrukcji. Można więc było kontrolować na bieżąco cały przebieg zdarzeń, a nawet wpływać na ich bieg.

To są niezbite poszlaki, które niektórzy mogą i powinni uznać za dowody na to, że Jarosław Kaczyński brał udział w podpaleniu „Tęczy” i ataku na rosyjską ambasadę. To, że go nikt nie widział świadczy tylko o jego winie i ślepocie odpowiednich służb, które powinny być jak najszybciej wymienione, aby w przyszłości nie było takich niejasnych sytuacji.

 

 

 

To też Ci się powinno spodobać...