W związku z incydentem na lotnisku we Frankfurcie nad Menem, redakcja Wtyczki postanowiła sprawdzić, czy zachowanie obsługi lotniska było czymś jednostkowym, czy też jest to stała praktyka w stosunku do przyjezdnych obywateli polskiego pochodzenia.
W tym celu reporter Wtyczki wsiadł do samolotu i odbył lot na wyżej wymienione lotnisko. Pomimo wielu próśb i argumentów, stewardessa nie podała naszemu reporterowi ani jednej butelki wina twierdząc, że nawet gdyby był europosłem, czy miał alkohol przepisany przez lekarza, nie otrzyma ani kropli. Zapasy się skończyły. Jedyny alkohol, który można było mieć w samolocie to ten, który się ma we krwi. Stewardesy mogły jedynie dokonać (na życzenie) transfuzji między pasażerami.
Żeby eksperyment się powiódł, reporter Wtyczki wykorzystał alkohol, który przed wylotem zakupił w sklepie bezcłowym na lotnisku. Robił to jednak po kryjomu w toalecie, ale samolot wpadł w turbulencję i cała zawartość litrowej butelki wylała mu się na ubranie. Zdążył jednak wybić dwa solidne łyki. Ponieważ był przesiąknięty alkoholem, wykorzystał to i nie wzbudzając podejrzeń personelu pokładowego przesiadł się do biznes klasy.
Po wylądowaniu, zastosował się do scenariusza badanego incydentu i zabrał jednemu z pasażerów wózek bagażowy i pobiegł z nim do wyjścia. Zwróciło to oczywiście uwagę celników, którzy go zatrzymali i wylegitymowali. Niestety nie wie, co do niego mówili, ponieważ nie zna niemieckiego. Wózek mu zabrano, w zamian wręczono bagaż, który został nieodebrany przez jakiegoś europosła z Polski.
Dokonano też badania, po którym okazało się, że na ubraniu naszego reportera jest większe stężenie alkoholu, niż w jego organizmie.
Ciekawostką było to, że celnicy zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie z naszym reporterem a miejscowi menele wylizali mu całe ubranie. Do sucha.