Najhuczniej Święto Niepodległości obchodzono w stolicy. Doliczono się jedenastu pochodów (w końcu to 11 listopada) i jedyną niewiadomą było, do którego z nich przydzielić największe siły policyjne.
Palmę pierwszeństwa otrzymał chyba Marsz Niepodległości, tak przynajmniej wynika z medialnych przekazów. Wyglądało to nawet na ustawkę policji z… niewiadomo kim (bo mieli zamaskowane twarze). Niektórzy myśleli nawet, że to jakieś wewnętrzne manewry resortu. Wygląda na to, że to policja tłukła się miedzy sobą. Tylko nielicznym udało się przyłączyć, ale za to z bardzo widowiskowym skutkiem.
Najważniejsze, że tradycji stało się zadość. Kolejny raz okazało się, że jakiekolwiek apele, prośby i nawoływania są bezcelowe. Tradycja jest najważniejsza. W końcu to jest nasza niepodległość i nie po to mamy demokrację, żeby ktokolwiek coś nam narzucał. Sami możemy sobie narzucać kamieni, albo czego innego. Gdzie chcemy. I to jest nasze prawo.
Słychać to było nawet w jednej z piosenek specjalnie śpiewanej z tej okazji…”nie rzucim ziemi…”. I trzeba przyznać, że ziemią nikt nie rzucał. Czyli jest szacunek do tradycji i historii.
Najważniejsze, że wszyscy wrócili do domów z poczuciem dobrze spełnionego, patriotycznego obowiązku.