Stefan Niesiołowski – twardy chłopak z Łodzi z nutką nostalgii wspominał zjadany przezeń wprost z okolicznego nasypu szczaw i nadgniłe śliwki, dzięki którym zaszedł tak daleko. Dzisiejsza młodzież tego nie zrozumie. Nie pierwszy zresztą raz. Przypomnijmy legendarny skecz Monty Pythona – zdaje się, że Niesiołowski w wywiadzie z Moniką Olejnik starał się dopisać jego dalszy ciąg.
Monty Python w tłumaczeniu Beksińskiego:
– Wyśmienite, prawda?
– Racja.
– To na pewno jest Chateau’de Chasselas, prawda?
– Masz rację, Obadiah.
– 30 lat temu nie przyszłoby nam do głowy,że będziemy tu siedzieć, sącząc
Chateau de Chaselet, prawda?
– Racja, racja.
– Wtedy byliśmy zadowoleni ze zwykłej filiżanki herbaty.
– Tak i to zimnej herbaty!
– Racja!
– Bez mleka i cukru!
– I bez herbaty!
– I w utłuczonej filiżance.
– My w życiu nie mieliśmy filiżanki! Zawsze piliśmy ze zrolowanej gazety!
– A my mogliśmy tylko wysączać wilgoć ze zmoczonej szmaty.
– Ale byliśmy wtedy szczęśliwi, pomimo tego, że byliśmy biedni.
– Ponieważ byliśmy biedni! Racja!
– Mój tata zwykł mawiać: „Pieniądze szczęścia nie dają, synu!”
– Miał rację! Racja!
– Byłem wtedy szczęśliwszy, chociaż nie miałem grosza!
– Mieszkaliśmy w starym, zawalającym się domu, z dziurawym dachem.
– Dom! Mieliście szczęście, że posiadaliście własny dom! My mieszkaliśmy w
jednym pokoju, w 26 osób, bez mebli, z oberwaną połową podłogi, siedzieliśmy
wszyscy, w jednym kącie, trzymając się, w strachu przed upadkiem.
– To szczęście mieć własny pokój! My mieszkaliśmy na korytarzu!
– My marzyliśmy o własnym korytarzu! To byłby dla nas pałac! My żyliśmy w
starej beczce na wysypisku śmieci. Każdego ranka budziliśmy się, gdy zrzucano
na nas transport zepsutych ryb!
– Dom…! Kiedy powiedziałem, że to był dom miałem na myśli dziurę w ziemi,
przykrytą brezentem, ale dla nas to był dom!
– A my zostaliśmy eksmitowani z naszej dziury w ziemi. Musieliśmy zamieszkać w
jeziorze!
– Mieliście szczęście, że mogliście mieszkać w jeziorze!
– Wszystkich 150 z nas musiało mieszkać w pudełku po butach, na środku ulicy!
– W tekturowym pudle?
– No jasne!
– Mieliście szczęście!
– My przez trzy miesiące mieszkaliśmy zawinięci w gazetę w rurze
kanalizacyjnej! Każdego ranka wstawaliśmy o szóstej, czyściliśmy gazetę,
szliśmy pracować do młyna przez 14 godzin, za 6 pensów tygodniowo, 7 dni w
tygodniu, a kiedy wracaliśmy do domu, tata zaganiał nas pasem do łóżka!
– Luksus!
– My każdego ranka budziliśmy się o trzeciej, sprzątaliśmy jezioro, zjadaliśmy
garść gotowanych pędraków, pracowaliśmy 20 godzin w młynie za 2 pensy
miesięcznie, wracaliśmy do domu, a tata bił nas w głowę i kark utłuczoną
butelką, jeśli mieliśmy szczęście!
– Nam to było ciężko!
– Wstawaliśmy z naszego pudełka w środku nocy i wylizywaliśmy ulicę do czysta!
Jedliśmy pół garści zamrożonych na kość pędraków, pracowaliśmy w młynie przez
24 godziny za jednego pensa na sześć lat, a kiedy wracaliśmy do domu, tata
przekrajał nas na pół nożem do chleba!
– Dobra! Ja musiałem wstawać o 10 wieczorem, pół godziny wcześniej niż
poszedłem spać, zjadałem porcję zimnej trutki na szczury, pracowałem 29 godzin
w młynie i płaciłem właścicielowi, żeby pozwalał mi pracować. A kiedy
wracaliśmy do domu, tata zabijał nas i tańczył na naszych grobach,
śpiewając „Alleluja”!
– A kiedy opowiada się o tamtych czasach dzisiejszej młodzieży, to nie wierzą!
– Nie, nie wierzą!